books on my mind: 2017

czwartek, 28 grudnia 2017




Ostatnio moja holenderska szefowa zapytała mnie, czego, oprócz rodziny i przyjaciół, najbardziej brakuje mi w Holandii. Odpowiedź była prosta: polskich księgarni! Dlatego każda wizyta w Polsce jest dla mnie okazją do uzupełnienia mojej biblioteczki. Większość książek czytam na kindelku, jednak mam słabość do papieru :) 
A co u mnie pod choinką?
Jako dziecko uwielbiałam komiksy o Thorgalu. Teraz mam nadzieję, że synu odziedziczył po mnie słabość do opowieści o Wikingach. Książki z amerykańskiej serii Wydawnictwa Czarne biorę w ciemno. Jeszcze jedna interesująca mnie pozycja z tej serii będzie miała premierę w styczniu. Już wiem, co będę zamawiała podczas kolejnego urlopu :) "Sandlerowa" Anny Bikont ma wiele pozytywnych recenzji i chętnie ją przeczytać. Ostatnio na Netflixie odkryłam serial "Mindhunter" i obejrzałam go w jeden weekend. Świetny! To zdecydowanie moja tematyka, dlatego od razu zamówiłam książkę Johna Douglasa. No i nie mogło zabraknąć "Wymazanego". Po pierwsze, bardzo lubię poczucie humoru Michała Witkowskiego, a po drugie, jestem fanką codziennego czytania tej powieści przez autora na jego profilu na instagramie. Widzieliście już? :)
Mam nadzieję, że to był dla Was dobry rok i wierzę, że kolejny przyniesie Wam jeszcze więcej szczęścia :)

piątek, 24 listopada 2017

Ewa Winnicka "Był sobie chłopczyk"



19 marca 2010 roku w stawie hodowlanym pod Cieszynem dwóch chłopców zobaczyło ciało chłopca. Maluch ubrany był w czerwoną kurtkę, bluzkę z paski, spodnie bojówki, rajstopy. Na głowie miał wełnianą czapkę i na jednej rączce rękawiczkę (potem jego rodzice będą podkreślać, że ubrali go starannie, w ładne, czyste ubranie). Miał blond włosy. Początkowo jego wiek oceniono na 3-4 lata, jednak lekarze zweryfikowali wiek - chłopiec miał 1,5 roku. Przed śmiercią został pobity. Wskutek uderzenia w brzuch pękło mu jelito. Zmarł z powodu zapalenia otrzewnej, to była bardzo bolesna śmierć. 
Nie udało się ustalić tożsamości chłopca. Ruszyło śledztwo na bardzo szeroką skalę. Policjanci otrzymali spis dzieci w tym wieku i kilkukrotnie chodzili od drzwi do drzwi, szukając rodziny, w której brakuje dziecka. Wszystkich, którzy uczestniczyli w dochodzeniu i opinię publiczną szokował fakt, że nikt nie zgłosił zaginięcia, czy śmierci dziecka. Jak to możliwe, że w dzisiejszych czasach jest to  w ogóle możliwe. W mediach i internecie udostępniono zdjęcie dziecka, proszono o wszelkie możliwe informacje. Policja otrzymała wiele zgłoszeń, jednak żadne z nich nie prowadziło do ustalenia danych chłopca. Po dwóch latach bezowocnych poszukiwań, zawieszono śledztwo. Wszyscy stracili nadzieję, kiedy nagle policja dostała zgłoszenie - chłopcem znalezionym w cieszyńskim stawie był Szymon z Będzina. 
Lektura książki "Był sobie chłopczyk" jest trudna. Wiem, że są rodziny patologiczne, gdzie zupełnie nie dba się o zdrowie i szczęście dzieci. Jednak przypadek matki Szymona Beaty jest dla mnie wyjątkowo szokujący. Urodziła ośmioro dzieci, ale czy była matką? Biologicznie z pewnością, jednak trudno ją tak nazwać. Nie interesowała się losem żadnego z nich. To, co spotkało Szymona było tragiczne, jednak żadne z jej dzieci nie zaznało matczynej miłości. Każde z nich jest ofiarą Beaty. 
Rodzina Beaty i Jarosława cały czas podkreśla, że nie miała pojęcia o losie chłopca. Rodzice zbudowali fasadę z kłamstw. Beata na szczepienia zaprowadziła swojego wnuka. Dziadkom opowiadali, że chłopiec przebywa u drugich dziadków. Przed dwa lata pobierali zasiłki rodzinne. Wierzę, że rodzina mogła nie wiedzieć o losie chłopca. Na zdjęciach pośmiertnych trudno poznać dziecko, które widywało się bardzo rzadko. A że Beata oddała dziecko na wychowanie? Przecież zrobiła to samo z piątką starszych dzieci. Porzuciła je na pastwę losu. Rodzice Beaty poddali się i nie utrzymywali z nią kontaktu, trudniej zrozumieć matkę Jarosława, która bywała w mieszkaniu pary. To bardzo smutna, dramatyczna sytuacja. Świat pędzi do przodu, internet dał nam dostęp do wszelkich informacji, a dzięki portalom społecznościowym stale jesteśmy w kontakcie. Jednak w XXI wieku mały chłopiec może zniknąć bez śladu i przez dwa lata nikt tego nie zauważył. Straszne.
"Był sobie chłopczyk" Ewy Winnickiej to próba wyjaśnienia, dlaczego taka sytuacja miała miejsce. Napisana jest bez epatowania dramatyzmem, bez przerysowania. Jest to opowieść o patologii rodzinnej, znieczulicy społecznej i o mieście, w którym to wszystko się zdarzyło. Ten reportaż to hołd złożony temu nieszczęśliwemu, małemu chłopcu.

Winnicka Ewa, Był sobie chłopczyk, Wydawnictwo Czarne, 2017, str. 208

poniedziałek, 20 listopada 2017

Liane Moriarty "Moja wina, twoja wina"



Człowiek jest istotą społeczną. Nawet jeśli ceni samotność, to i tak tworzy więzi z innymi ludźmi. Jest to podstawą naszego funkcjonowania. Już w momencie narodzenia tworzymy więź z rodzicami, potem z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi ze szkoły i pracy. Łączą nas wspólne cele, zainteresowania, czy wykonywany zawód. To, jak wyglądają nasze pierwsze relacje kształtuje naszą osobowość i nawyki. Osoby, których więź z rodzicami była zaburzona czy dysfunkcyjna, przenoszą swoje emocje z dzieciństwa na przyszłe związki i determinują nasze kontakty z innymi. Podobnie jest z pierwszymi przyjaźniami. Skąd możemy wiedzieć, jak silne było oddziaływanie naszej przyjaciółki z dzieciństwa na nasze życie? Bohaterkom powieści Liane Moriarty "Moja wina, twoja wina" przyjdzie stawić czoła przeszłości i sprawdzić siłę łączącej je przyjaźni. 
Clementine i Erika dorastały razem. Siłą napędową ich przyjaźni była matka Clementine, która zaopiekowała się Eriką, nieco narzucając córce tę przyjaźń. Minęły lata. Obie dziewczyny, teraz już dorosłe kobiety, założyły swoje rodziny. Nadal regularnie się kontaktują i spędzają ze sobą czas. Jednak wydarzenia pewnego ciepłego wieczoru każą im skonfrontować się z własnymi uczuciami. Czy to, co je łączy jest prawdziwe i jak ważna dla przyjaźni jest szczera rozmowa?
Powieść Liane Moriarty skomponowana jest w podobny sposób, jak jej najbardziej znana powieść "Wielkie kłamstewka". Akcja toczy się dwutorowo - część akcji dzieje się w teraźniejszości, druga część jest retrospektywą z dnia grilla - dnia, który zmienił życie Clementine i Eriki. Obie narracje przeplatają się. Od początku wiemy, że wydarzyło się coś złego, ale nie wiemy co. Wydarzenia z pamiętnego wieczoru mają wielki wpływ na przyjaciółki, ich rodziny i znajomych. Na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono. Nie wiemy, jak zachowamy się w obliczu dramatu i jakie może mieć on dla nas konsekwencje. 
W powieści "Moja wina, twoja wina" autorka porusza wiele trudnych tematów. Przede wszystkim zadaje pytania o przyjaźń, o wpływ dzieciństwa na naszą przyszłość, na kwestię odpowiedzialności, czy szczerości w relacjach z najbliższymi. Czy można oceniać innych po tym, kim byli kiedyś? Każe czytelnikom zastanowić się, na tym, co nazywamy "normalnością". Czy istnieją jakieś szablony, wzorce, którymi możemy mierzyć ludzi czy rodziny? Każdy z nas jest inny, kształtowały nas inne wydarzania i przeżycia, każdy ma inne problemy, ale też priorytety, cele i marzenia. Dlatego, zanim potępimy kogoś, czy będziemy mu zazdrościć, powinniśmy trzy razy pomyśleć. Nie powinnyśmy porównywać się nikim i oceniać, po prostu nie znamy jego sytuacji. 
"Moja wina, twoja wina" to powieść adresowana przede wszystkim do kobiet. Moriarty swobodnie porusza się w temacie ludzkich emocji i dramatów. Pisze o wielu ważnych problemach społecznych. Tworzy wyrazistych, pełnokrwistych bohaterów. Dobra lektura na długie, jesienne wieczory. 


Moriarty Liane, Moja wina, twoja wina, Prószyński i S-ka, 2017, s. 544
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan - Małkowska
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

sobota, 18 listopada 2017

Amy Gentry "Stracona"



Rodzinę Whitakerów spotkała straszna tragedia. Pewnej nocy do ich domu włamuje się tajemniczy mężczyzna. Wchodzi do pokoju starszej z córek trzynastoletniej Julie, przykłada nóż do jej szyi i wyprowadza z domu. Świadkiem tego wydarzenia jest schowana w szafie młodsza z córek, dziesięcioletnia Jane. Dziewczynka jest tak przerażona i zszokowana, że zastyga w bezruchu. Nie woła pomocy, nie budzi rodziców. Stoi bez ruchu aż do rana. 
Mija osiem koszmarnych lat. Nigdy nie odnaleziono Julie. Nie trafiono na ślad porywacza, ale też nie odnaleziono ciała. Nie wiadomo, czy dziewczynka żyje, czy, jak wskazuje smutna, policyjna statystyka, zmarła zaraz po porwaniu. Jednak po raz kolejny w życiu Whitakerów ma miejsce trzęsienie ziemi. Pewnego poranka do ich drzwi puka zaginiona przed laty Julie. Ten moment zmienia wszystko. Na światło dzienne wychodzą sekrety, tajemnice i długo tłumione uczucia.
"Stracona" Amy Gentry to interesujący thriller psychologiczny. Mimo, iż opisane w nim wydarzenia są dramatyczne, to jednak autorce udało się uciec od przesady, sztampy czy efekciarstwa i zachować całość w pewnej elegancji. Genry skupia się przede wszystkim na postaci matki dziewczynek Anny. Pokazuje emocje, jakie towarzyszyły jej od momentu porwania starszej córki, aż po dramatyczny finał. I nie jest przedstawiona jednoznacznie w roli bezbronnej, bezwolnej ofiary. Gama towarzyszących jej uczuć jest szeroka. Od poczucia winy, po gniew, smutek i niepewność. Trudno jej pogodzić się ze stratą, a poczucie winy  i żal każą jej szukać kogoś, na kogo mogłaby być zła - to łagodzi smutek. Tak Anna, jak i ojciec dziewczynek Tom, radzą sobie z żałobą na zupełnie inne sposoby. Anna zamyka się w sobie, a Tom rzuca się w wir działania. W tym wszystkim jest jeszcze Jane, która czuje, że lata temu tajemniczy mężczyzna zabrał jej siostrę, ale również matkę. Nie udało im się odnaleźć dawnej bliskości. Porwanie Julie kładło się na nich cieniem. Matka pogrążyła się w żałobie, a Jane zmagała się z poczuciem winy. Przecież nie krzyczała, nie wezwała pomocy.
Powieść Amy Gentry zakwalifikować można jako thriller, ale z elementami dramatu psychologicznego. Nie jest to książka obszerna, przegadana. Wszystko mamy tu w wyważonych proporcjach. Widzimy tu dwie perspektywy - Anny i jej starszej córki. Jaką drogę musi przejść ta rodzina, żeby wyjść na prostą? Warto przeczytać.


Gentry Amy, Stracona, Prószynki i S-ka, s.288
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Tekst dla SzczecinCzyta,pl

wtorek, 31 października 2017

Stephen King, Owen King "Śpiące królewny"



Stephen King jest już marką samą w sobie. Każda jego kolejna powieść to prawdziwe wydarzenie, z niecierpliwością oczekiwane przez liczne grono jego fanów. Teraz do gry wprowadza swoich spadkobierców - synów Joe Hilla i Owena. To właśnie z tym ostatnim napisał swoją najnowszą powieść "Śpiące królewny".
Miasteczko Dooling w Zachodniej Wirginii niczym nie różni się od innych miasteczek w Stanach Zjednoczonych. Kryzys ekonomiczny sprawia, że ceny nieruchomości w okolicy spadają, ale mimo to, wiele domu stoi pustych. Szeryfem jest tu Lila Nordcross. Jej mąż Clint jest psychiatrą w miejscowym więzieniu kobiecym. Tutejsi mężczyźni spotykają się w barze. W szkole spotkać można kolejne pokolenie sfrustrowanej młodzieży. Gang produkuje i sprzedaje narkotyki. Zaś znana wszystkim z imienia bezdomna, każdego dnia przechodzi po ulicach. Życie toczy się swoim tempem. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia. W dramatycznych okolicznościach, w miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta Eva Black. W tym samym czasie wybucha epidemia nieznanej choroby - kobiety zapadają w sen, z którego już się nie budzą. Ich ciała spowijają dziwne kokony. Wkrótce okazuje się, że choroba, której epicentrum jest Dooling, opanowuje cały świat. Kobiety podejmują karkołomną walkę z sennością, zaś mężczyznom przyjdzie stoczyć trudniejszą walkę - ze swoją naturą. 
Powieść Kingów początkowo czyta się świetnie. Zawiązanie fabuły jest interesujące. Dość szybko poznajemy kolejnych bohaterów. Książkę otwiera ich spis. Trochę przeraziła mnie ich mnogość, jednak są wprowadzani w taki sposób, że czytelnik nie ma z tym problemu. Trudno powiedzieć, kto jest tu głównym bohaterem. Z całą pewnością jest ich kilku. Z pewnością jest to Eva Black, ale też Lila, Clint, czy Frank. Te postaci są wyraziściej zarysowane. Być może, jak w przypadku Franka, w nieco przerysowany, jednowymiarowy sposób. Część pierwszą powieści czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Bliżej jej było do znanych mi już powieści Stephena. Małe miasteczko z jego mieszkańcami. Jednak klimat we wcześniejszych książkach Kinga ojca uwiódł mnie i zachwycił. W "Śpiących królewnach" już taki nie jest. Brakuje mu dawnego dopracowania i pewniej szczyty magii. Tu jest po prostu dziełem rzemieślnika, a nie mistrza. W części drugiej akcja podzielona jest na dwa światy - męski i damski. Tu jednak zabrakło finezji. Kingowie szukali rozwiązań, które pozwolą w miarę składnie przejść przez fantastyczną fabułę, Z całą pewnością zrobili, to co zamierzali, jednak zabrakło przy tym finezji. Byłam ciekawa, jak skończy się ta powieść i zakończenie mnie nie rozczarowało. 
"Śpiące królewny" to ciekawa powieść i próba spojrzenia na rolę kobiety we współczesnym społeczeństwie. Świat idzie do przodu, wszystko ewoluuje i się zmienia. Kobiety stały się niezależne ekonomiczne, a wynalezienie antykoncepcji pozwala im świadomie planować rodzicielstwo. Panie są dobrze wykształcone, mają pracę, z której są w stanie się utrzymać. Wszystko dobrze w teorii. Praktyka nie jest już taka wesoła. Skutki nieplanowanej ciąży zwykle odbijają się na kobiecie, która mając małe dzieci w domu jest mniej atrakcyjna na rynku pracy, a co z tym się wiąże - często zarabia mniej, niż jej koledzy po fachu. No, a co do kwestii związku i domu? Część z panów rozumie jak ogromne znaczenie ma partnerski model rodziny. Oni rozumieją, że obowiązki domowe są wspólne i najlepiej wykonywać je wspólnie. Jednak istnieje spora i stale rosnąca grupa zwolenników konserwatywnego modelu rodziny. Co to oznacza? Że po pracy zawodowej, musi odebrać dzieci z przedszkola, zrobić zakupy, ugotować obiad, a potem ogarniać dom, tak, jak robiła to jej nie pracująca zawodowo teściowa, czy babcia. Tej różnicy płci nie są w stanie zniwelować odgórne przepisy. To kwestia zmiany mentalność tak mężczyzn, jak i kobiet. Czy udałoby się stworzenie idealnego społeczeństwa bez mężczyzn? Czy panowie poradzą sobie z światem, z którego zniknęła cała płeć? Na te pytania szukają odpowiedzi Kingowie. 
"Śpiące królewny" to próba zmierzenia się z utartymi przez wieki nawykami obu płci. W swojej powieść autorzy zdecydowanie stawiają się po stronie pań. Z jednej strony to chwalebne, ze tak znany pisarz porusza fundamentalne kwestie etyczne i zwyczajowe. Trudno mężczyznom stać się orędownikami feminizmu. Dlatego warto przeczytać tę powieść. Chociaż po to, żeby zobaczyć, jak poszło Kingom. Moim zdaniem wyszli z tej próby z tarczą. Dlatego serdecznie polecam.

King Stephen, Kingo Owen, Śpiące królewny, Prószyński i S-ka, 2017, str. 736
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

środa, 20 września 2017

Paulina Młynarska "Rebel"


"Obyś był zimny lub gorący"


Podobno życie zaczyna się po czterdziestce - szczególnie dla kobiet. Wiele już przeżyły, mają doświadczenie, nabierają dystansu do siebie, mogą odpuścić rywalizację i spojrzeć na świat z zupełnie innej strony. Dojrzała kobieta jest jak dobre wino, jest klasą samą w sobie.  A jeśli do tego ma jasno skrystalizowane poglądy i nie boi się wyrażać swojego zdania, to jest prawdziwym skarbem. I tak właśnie jest w przypadku Pauliny Młynarskiej. 
"Rebel" to najnowsza książka Pauliny Młynarskiej. Jest to zbiór prasowych felietonów, w których na bieżąco komentowała ona najbliższe jej zagadnienia z życia społecznego i politycznego.  Autorka patrzy na nie z kobiecego punktu widzenia. Podkreśla szczególną więź pomiędzy kobietami, solidarność, którą powinnyśmy pielęgnować, szanować i kultywować. Wiele nas łączy, dobrze jeśli to widzimy i doceniamy. Szanujmy się wzajemnie, dbajmy o siebie, sprawmy, by nasze życie stało się łatwiejsze. 
Współczesne społeczeństwo niesie ze sobą wiele wyzwań i pytań. Z jednej strony technologia gna do przodu. Coraz mniej jest barier i tematów tabu. Z drugiej w ludziach nadal pokutuje obyczajowość i normy, które wepchnęli nas nasi przodkowie. Istnieje wiele ograniczeń i schematów w myśleniu. Często nie mają one żadnego uzasadnienia, jednak nie możemy wyrwać się z kolein, w których utknęliśmy. I tak właśnie jest z rolą kobiet w życiu społecznym. Współczesne rodziny zupełnie nie przypominają tych sprzed kilkudziesięciu, czy kilkuset lat. Mimo, iż kobiety mają dobre wykształcenie i dobrą pracę i godzą ją z prowadzeniem domu, to często zmuszone są robić to samodzielnie. Wiele się mówi o partnerstwie, ale zdecydowanie trudniej jest wprowadzić je w życie. Dlatego tak ważny jest feminizm. 
W obiegowej opinii słowo "feministka" brzmi jak obelga. W obiegowej opinii jest to osoba nienawidząca mężczyzn, zwalczająca ich. A jak jest faktycznie? Czy dbanie o równość i sprawiedliwość to coś złego? Czy powinnyśmy ze spokojem patrzeć, jak wszelkiego rodzaju autorytety życia społecznego w publicznych wypowiedziach "przyklepują" utarte slogany i nierówności. Wypychają kobiety do szufladek przypisanych ich płci i roli społecznej. Czy tędy droga? Dla mnie feminizm to szacunek do innych, tolerancja, danie innym prawa do współistnienia. I o tym właśnie pisze Paulina Młynarska. Często w emocjach, w mocnych słowach, dosadnie. Jednak zawsze w słusznej intencji. Można się z nią zgadzać, albo nie, jednak nie można jej odebrać wyrazistości. 
Bardzo cenią Paulinę Młynarską i jej dojrzały stosunek do siebie i otaczającego ją świata. Błyskawicznie reaguje na bieżące wydarzenia i rozprawia się z hipokryzją, zacofaniem i bezmyślnością, żeby nie powiedzieć głupotą. 

Paulina Młynarska, Rebel, Prószyński i Ska, 2017, s. 416

wtorek, 15 sierpnia 2017

Clare Mcackntosh "Widzę cię"


Zoe Walker wiedzie normalne życie. Najważniejszymi dla niej osobami są jej dzieci. Ma również kochającego partnera i wymarzony dom. Kobieta pracuje jako księgowa w agencji obrotu nieruchomościami. Jej praca nie jest szczytem marzeń, jednak jest stabilna i pozwala płacić rachunki i żyć na przyzwoitym poziomie. Każdego ranka Zoe żegna się z bliskimi, wychodzi z domu, przechodzi swoją stałą trasę do metra. Potem przesiadka i kolejny pociąg wiezie ją do centrum. Następnie kilka godzin pracy i znów pociąg, droga powrotna. Codzienna rutyna. Nic szczególnego. Każdy dzień podobny jest do poprzedniego. Jednak nagle coś się zmienia. W codziennej gazecie Zoe widzi ogłoszenie serwisu randkowego. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że do reklamy dołączone jest jej zdjęcie. Zaniepokojona kobieta informuje o tym wydarzeniu policję. Nie spodziewa się, że wkrótce przyjdzie jej stoczyć walkę o życie.
"Widzę cię" Clare Mackintosh to sprawnie napisany thriller. Autorka umiejętnie stopniuje napięcie, nie pozwala czytelnikowi nudzić się ani przez chwilę. Umiejętnie prowadzi akcję, a tożsamość mordercy trudno odgadnąć. Powieść nie jest nowatorska, ale ma wszystkie niezbędne dla gatunku cechy. Sam pomysł na fabułę jest niezły. Codzienna rutyna sprawia, że czujemy się bezpiecznie. Jednak utrzymując stały plan dnia możemy stać się łatwym celem dla innych. O problemie stalkingu mówi się w dzisiejszych czasach coraz głośniej. W przypadkach ekstremalnych możemy paść ofiarą morderstwa. Jak wyglądała sytuacja Zoe? Nie była jedyną osobą, której zdjęcia ukazały się na ostatniej stronie codziennej gazety. Kilku z "przypadkowych" modelek przytrafiły się bardzo złe rzeczy. Co czeka Zoe? To, co teoretycznie może spotkać każdego z nas.
"Widzę cię" jest drugą powieścią Clare Mackintosh. Ciekawostką jest fakt, że autorka ma doświadczenie w pracy policyjnej. Ona wie, jak prowadzenie tego typu śledztw wygląda od kuchni. Dzięki temu udało się się stworzyć bardzo ciekawą, trzymającą w napięciu powieść. Nie jest to arcydzieło sztuki literackiej, ale myślę, że każdy, kto lubi opowieści z dreszczykiem powinien po nią sięgnąć. A zaraz potem dokładnie przemyśleć swoje zachowania rutynowe. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie mamy pewności, kto nas obserwuje i jakie ma wobec nas plany.

Clare Mackintosh, Widzę cię, Prószyński i S-ka, 2017, s. 53
Tłumaczenie: Bartosz Kurowski
Tekst dla SzczecinCzyta.pl

niedziela, 11 czerwca 2017

Liane Moriarty "Wielkie kłamstewka"



Seriale telewizyjne święcą ostatnimi czasy triumfy. Kiedyś sposobem określenia popularności autora było sfilmowanie jego książki, dziś na topie jest zrobienie z niej serialu. Szczególnie cenione są te, wyprodukowane przez HBO. Wiosną wielką popularnością cieszył się miniserial "Wielkie kłamstewka". Został on nakręcony na podstawie powieści Liane Moriarty o tym samym tytule. 
Idealny świat. Malownicza, położona nad oceanem miejscowość. Po ulicach jeżdżą tu luksusowe samochody. Za ich kierownicami siedzą ludzie sukcesu. Właściciele dobrze prosperujących firm, mówcy motywacyjni, biznesmeni. Kobiety są tu piękne i zadbane. Piją drogą kawę i kupują markowe buty. Miejscowa szkoła jest idealnym miejscem dla maluchów. Dzieci mogą tu w przyjaznej  atmosferze rozwijać swoje wyjątkowe talenty. To centrum towarzyskie tej miejscowości. Tu spotyka się elita i tu nawiązywane są nowe przyjaźnie, znajomości i skomplikowane układy zależności. Życie idealne? To tylko gra pozorów. Mała społeczność rządzi się swoimi prawami. Łatwo tu dać się zwieść.
Bohaterkami powieści Liane Motairy są trzy kobiety Madleine, Jane i Celeste. Mają dzieci w tym samym wieku i mieszkają w tej samej miejscowości. Są przyjaciółkami, jednak dzieli je wszystko - wiek, status społeczny, stan konta. Spotykają się przypadkiem, jednak powoli uczą się sobie ufać i polegać na sobie. Każda z nich ma tajemnicę, która kładzie się cieniem na ich życiu. Jednak głównym bohaterem powieści jest przemoc. Autorka pokazuje, jaki wpływ ma na życie osób jej doświadczających, ale również ich rodzin, przyjaciół i otoczenia. Autorka patrzy na przemoc w szerszym kontekście i różnych jej przejawach. Największym problemem w powieści jest przemoc domowa. W tym temacie świetnie ukazana jest sylwetka sprawcy, ale również sposób myślenia ofiary. Liane Moriary dobrze przygotowała się do tematu. 
Przemoc ukazana jest tu jednak szerzej. W malej społeczności widzimy różne jej formy. Bo, poza oczywistymi sytuacjami, trudno nam ocenić, jak zachowania innych mogą wpływać na życie innych. Warto zastanowić się, jakie granice wyznaczamy innym i czy umiemy jasno je określać i ich bronić. Dlaczego podejmujemy czasem decyzje wbrew sobie? 
Powieść ta jest połączeniem różnych gatunków. Już na początku dowiadujemy się, że na szkolnym wieczorku integracyjnym dokonane zostało morderstwo. Nie wiemy kto jest ofiarą, ani kto zabił. Każdy rozdział zaczyna się od krótkich wypowiedzi uczestników wieczorku. Zwykle nie mają wiele wspólnego z samym morderstwem, a mówią o stosunkach, jakie panowały w sielankowy Pirriwee. Później autorka przenosi nas w czas poprzedzający spotkanie szkolne. W ten sposób dowiadujemy się jak doszło do tragedii. O tym, kto zginął dowiemy się w dramatycznym finale. 
"Wielkie kłamstewka" do interesująca powieść, od której trudno się oderwać. Czyta się bardzo dobrze. Nie jest to wielka literatura, a dramat społeczny z wątkiem kryminalnym. Raczej kobieca, niż uniwersalna. Postacie są wyraziście zarysowane. Może nieco w zbyt uproszczony sposób. Plusem powieści jest dobrze zilustrowany sposób myślenia ofiar przemocy. Trzeba zrozumieć, że patologia ma miejsce i w idealnych, bogatych domach, wśród wykształconych ludzi. A sam sprawca często pozornie jest uroczym człowiekiem, którego uwielbiają wszyscy znajomi. Czasem trudno dostrzec oczywiste sygnały świadczące o przemocy. Nawet jeśli pojawiają się wątpliwości zwykle tłumaczone są na korzyść sprawcy. 
"Wielkie kłamstewka" to dobra, trzymająca w napięciu powieść. Polecam.

Liane Moriarty, Wielkie kłamstewka, Prószyński i S-ka, 2014, s. 496
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tekst dla SzczecinCzyta.pl